Opowieść wigilijna



 

Bliżej nieokreślony dźwięk budzika drastycznie wyrwał K. ze snu. Pierwszą rzeczą, która jej przyszła na myśl, był fakt, iż „kompozytor” tej melodyjki musiał mieć nieszczęśliwe dzieciństwo, skoro zemścił się na ludziach czymś tak niedorzecznym.

Szybko wyciągnęła rękę, wcisnęła przycisk i w sypialni zapanował błoga cisza. Otworzyła oczy i spojrzała na zegarek - 6:00 rano. Wstała, wzięła poranny prysznic, ubrała się i o 6:35 siedziała już w nowo umeblowanej kuchni spożywając śniadanie, na które składała się szklanka soku pomarańczowego i papieros z dopiero co otwartej paczki Marlboro. „Jasny gwint - pomyślała - od 2 lat nie jadam śniadań, a moje biodra nie zmniejszyły się ani o centymetr... stosowałam już chyba wszystkie możliwe diety i nic!!!”. Włączyła radio, spiker zapowiedział kolędę, a K. uśmiechnęła się szyderczo i powiedziała sama do siebie „no tak, dziś wigilia”.

Od śmierci babci, czyli od 6 lat nie obchodziła świąt. To babcia ją wychowywała, mama zmarła przy jej narodzinach, ojca nigdy nie poznała, zostawił mamę kiedy dowiedział się, że jest w ciąży. Babcia nigdy nie podejmowała jego tematu, a ona nie pytała. Mimo, że nie byli bogaci, zawsze miała to co chciała, była szczęśliwa. Babcia była osobą bardzo wierzącą i na taką starała się wychować wnuczkę. Co jej się zresztą udało, K. chętnie chodziła do kościoła, przyjmowała sakramenty i codziennie się modliła. Wszystko to skończyło się w dniu, w którym babcia doznała wylewu i wkrótce zmarła. Wówczas poczuła, że te modlitwy za zdrowie babci, chodzenie do kościoła nic nie dały, nie były nic warte, a Bóg, który miał być sędzią sprawiedliwym, zabrał jej najbliższą osobę! Po śniadaniu K. zaczęła szykować się do pracy. Po skończeniu studiów z zarządzania i marketingu, od razu znalazła sobie prace jako zastępca głównej księgowej w jednym z największych banków w Polsce. Pieniądze nie stanowiły dla niej problemu, na koncie zawsze miała zostawioną ładną sumkę na tzw. czarną godzinę. Wychodząc z domu musiała przejść przez salon, w którym na honorowym miejscu znajdowała się komoda, na której stało zdjęcie babci. K. zawsze idąc do pracy podchodziła, tuliła portret i całowała na pożegnanie. Sama nie wiedziała po co to robi, tłumaczyła sobie, że to na szczęście. Zakluczyła drzwi i wyszła na ulicę. Na dworze było zimno i ciemno, choć warstwa białego puchu, jaka w nocy przykryła miasto, sprawiła, że świat wydawał się jakby weselszy. O 7:16 miała tramwaj do centrum i nie musiała się spieszyć. Śnieg sięgał jej do kostek, wiec poruszała się raczej powoli, uważając, by przypadkiem nie poślizgnąć się na zasypanej, zamarzniętej kałuży. Przeszła przez ulicę i znalazła się na przystanku, na którym o dziwo nie było nikogo. Minutę później podjechała „8”, jedyna linia, która dowiezie ją pod sam bank. Na tej trasie jeżdżą od zawsze stare tramwaje, z podwójnymi siedzeniami, co jej nie bardzo odpowiadało, gdyż zawsze istniało prawdopodobieństwo, że ktoś może zechcieć się przysiąść. Weszła do środka i udała się na miejsce, na którym zwykła siadać. Z przykrością musiała stwierdzić, że na tym miejscu uciął sobie drzemkę jakiś starszy, gruby mężczyzna o niechlujnym wyglądzie. K. wyszeptała nieparlamentarny komentarz, spojrzała gniewnie w jego stronę, jakby wzrokiem chciała sprawić, aby zniknął. Niestety, mężczyzna dalej spał w najlepsze. Musiała więc iść, dalej. Zdenerwowana przeszła kilka metrów i usadowiła się na pierwszym, całkowicie wolnym siedzeniu. Gdy już zajęła miejsce poczuła, że coś ją uwiera, wsunęła pod siebie rękę i wyciągnęła... czyjś portfel. Pomyślała, że właściciel ma wyjątkowo pechowy początek dnia. Otworzyła go. W środku nie było nic, tylko dowód - stara zielona książeczka, już dość mocno zniszczona. Przystanek, na którym K. wysiada znajduje się 20 minut drogi od jej domu, więc mogła spokojne przestudiować swoje znalezisko. Zguba należała do pani M., kobiety już wiekowej (sądząc po dacie urodzin), ale niewątpliwie w młodości bardzo ładnej (sądząc po starym, biało-czarnym zdjęciu). Mieszkała ona gdzieś na obrzeżach miasta, przynajmniej tak się K. wydawało, bo nazwa ulicy nie była jej dobrze znana. Tramwaj zatrzymał się na właściwym przystanku, wiec wsadziła portfel z dokumentami do kieszeni kurtki, wysiadła i udała się prosto do swojego biura. Dzień mijał jej dziwnie ciężko. Lubiła, może nawet kochała swoją pracę, jednak dzisiaj strasznie się męczyła. Na dodatek cały czas dręczyły ją myśli o właścicielce portfela - Kim jest? Jak teraz wygląda? Jak to się stało, że zgubiła portfel? Postanowiła, że zaraz po skończeniu pracy, czyli około godziny 15:00 uda się do pani M. i odda jej zgubę. Jak postanowiła, tak zrobiła. Po pracy zadzwoniła po taksówkę, która zawiozła ją pod wskazany adres. To rzeczywiście były to dość głębokie przedmieścia, jedna ulica z 5 domami, a wokół same pokryte śniegiem łąki i pola. Latem musi tu być naprawdę pięknie - pomyślała. Dom, którego szukała, znajdował się na samym końcu. Był stary, z czerwonej cegły, ze spadzistym dachem. Na samym środku znajdowała się weranda, a dalej drzwi, pomalowane brązową farba, która już dawno się złuszczyła. K. powiedziała kierowcy, aby chwile poczekał, i nie czekając nawet na jego przytaknięcie ruszyła w stronę wejścia. Kiedy już do niego dotarła, kilkakrotnie energicznie zapukała. Po chwili było słychać powolne kroki a zaraz potem dźwięk przekręcanego zamka. Kobieta, która ukazała się jej oczom, była rzeczywiście bardzo stara, siwe włosy miała upięte w kok, ubrana była w mocno sprany fartuch. Przez chwilę patrzyły na siebie bez słowa. Po chwili odezwała się K.: -„Znalazłam Pani portfel wraz z dokumentami, niestety nie było już w nim żadnych pieniędzy”. Starsza pani uśmiechnęła się szeroko i rzekła: „Kochanie, tam teraz nie ma pieniędzy, bo w ogóle ich tam nie było, takie życie”. K. zdziwiła nie tyle sama ta odpowiedź, co sposób jej wypowiedzenia, z pełnym uśmiechem, bez śladu jakiejkolwiek troski w głosie. Pani M. wzięła portfel i nie przestając patrzeć młodej kobiecie w oczy, schowała go do kieszeni, jednocześnie drugą ręką sięgając do innej. Proszę - powiedziała - weź, nie mam więcej, ale przyjmij chociaż to, w podzięce za twoje dobre serce. Starsza kobieta na otwartej, wyciągniętej dłoni trzymała 5-cio złotową monetę. Nie mogę tego przyjąć - wykrztusiła z siebie nieco zmieszana K. - muszę już iść, taksówka na mnie czeka. Odwróciła się na pięcie i ze zdumieniem spostrzegła, że przed domem nikogo nie ma, taksówka odjechała. W tym samym momencie do jej uszu doszły słowa pani M. „A może moje dziecko zechcesz ze mną zjeść wigilijną kolację?”. To pytanie uderzyło w K. niczym piorun, było wyjątkowo niespodziewane, ale jakże oczywiste! Najważniejsza wigilijna tradycja, zostawianie pustego miejsca przy stole dla zbłąkanego wędrowca. Pani M. powtórzyła pytanie, jednak teraz jej głos był już zupełnie inny, poważny a może nawet błagalny. K. odwracając się w jej stronę chciała powiedzieć, że nie wierzy już w Boga, a na pewno nie dostrzega najmniejszej potrzeby obchodzenia świąt. Ich spojrzenia znowu się spotkały, jednak wzrok staruszki był bardzo skupiony i przenikliwy. K. doskonale znała to spojrzenie, tak samo patrzyła na nią jej babcia, kiedy miała do niej jakąś wielką prośbę. W jej głowie wirowało teraz milion myśli, a na język cisnęło się tysiąc słów, jednak umiała wypowiedzieć tylko jedno zdanie: „Z wielką przyjemnością spędzę z Panią ten wieczór”. Staruszka zaprowadziła ją do dużego pokoju, na środku którego znajdował się owalny stół, a w kącie mała, ubogo ubrana choinka. Wszystko już było przygotowane, więc K. zajęła wskazane przez gospodynię miejsce. Starsza pani usiadła dokładnie na przeciwko. Chwile panowało cisza, lecz była to cisza pozorna, bo po kilku sekundach do uszu gościa zaczęły docierać szeptane przez domowniczkę strofy modlitwy dziękczynnej. K. skłoniła głowę i złożyła ręce, choć nie wydusiła z siebie ani słowa. Nagle pani M. wstała i podeszła do młodej kobiety, w ręku trzymała opłatek. Nie znam Cię, nie wiem jak masz na imię, nie wiem, czym się zajmujesz, ale życzę Ci, abyś znalazła to, czego szukasz, bo każdy z nas czegoś szuka - ze spokojem i pewnością powiedziała pani M., K. zaniemówiła. Znała te słowa doskonale, słyszała je każdego roku, w każde święta, gdy żyła jej ukochana babcia. A teraz słyszy je od zupełnie obcej kobiety. K. i pani M. zjadły kolacje praktycznie w milczeniu, nie rozmawiały, czasami tylko bankierce zdawało się, że staruszka nuci pod nosem kolędę. W pewnym momencie K. nie wytrzymała, i najpierw ściszonym, lecz z każdą chwilą coraz silniejszym głosem zaczęła śpiewać „Bóg się rodzi, moc truchleje...”, po chwili do śpiewania włączyła się również, nieco zaskoczona pani M. Jednak głos młodej kobiety był zdecydowanie silniejszy, a wszystko wokół niej, smak potraw, zapach choinki, wszystko co sprawią, że ta noc jest jedyna w swoim rodzaju, stało się niesamowicie wyraźne i piękne. K. czuła, że po raz pierwszy od bardzo dawna jest naprawdę szczęśliwa. Zrozumiała, że wszystko to, co dała jej babcia, cały czas tkwiło i spało głęboko w niej, podczas gdy ona szukała tego naokoło siebie. Jej babcia żyje nadal, żyje w niej! Pani M. wstała, podeszła i mocno ją przytuliła, a ona rozpłakał się jak małe dziecko, jedyne co mogła wydusić z siebie to „dziękuję, tak bardzo Pani dziękuję”. Cały wieczór siedziały razem na kanapie, rozmawiały i śpiewały kolędy. Około 23:00 młoda kobieta zaczęła się żegnać, ale obiecała, że wkrótce znowu tu zajrzy. Wzruszona staruszka odprowadziła ją do drzwi, uściskała i pocałował w czoło. K. wyszła przed dom, padał śnieg, wielkie białe płatki, powoli z gracją pokrywały ziemię zimową kołderką. Wezwała taksówkę, lecz nie kazała się zawozić do domu, lecz do najbliższego kościoła. Pasterka będzie najwspanialszym zwieńczeniem tego cudownego dnia. W domu K. była o 2:17, wzięła szybki prysznic i po raz pierwszy od 6 lat się pomodliła. Dziękowała Bogu, za to, ze pozwolił jej tak wiele dziś zrozumieć. Postanowiła też powiedzieć kilka słów do swojej babci: „Wiem, że mnie słyszysz, wiem, że jesteś przy mnie, choć Cię nie widzę... dziękuję”. Wyjęła spod łóżka pamiętnik, zapisała datę a pod nią cytat z powieści „Pielgrzym” Paulo Coelho: „MAMY TENDENCJĘ DO SNUCIA OPOWIEŚCI O TYM, CO NIE ISTNIEJE, A NIE WIERZYMY W RZECZY OCZYWISTE, RZUCAJĄCE SIĘ W OCZY”.

* Błażej Nowakowski
  

 
Nowy Rok tuż, tuż ...
 

chat.gif

Niech ten rok będzie szczęśliwy -miły roczek Nowy... Niech pomyślny będzie w życiu -wesoły i zdrowy !!!
Wesołych Świąt
 

5.gif

Wigilia, zapach choinki, oczekiwanie na prezenty, to puste miejsce, które ma na kogoś czekać - to jest prawdziwy wymiar świąt, których Tobie i sobie życzę.

Światło betlejemskie
 

Betlejemskie Światło Pokoju - coroczna skautowa i harcerska akcja przekazywania przed Świętami Bożego Narodzenia symbolicznego ognia, zapalonego w Grocie Narodzenia Chrystusa w Betlejem. Betlejemskie Światło Pokoju jest symbolem ciepła, miłości, pokoju i nadziei - tradycyjnie stawiane jest na wigilijnym stole.
Czy wiesz, że ....
 

Choinka jest najmłodszą ozdobą Świąt Bożego Narodzenia w polskich domach. Przywędrowała do nas z Niemiec pod koniec XVIII wieku, choć we wsiach środkowej, wschodniej i południowej Polski pojawiła się dopiero w okresie międzywojennym. Ubierano ją zawsze w Wigilię, wieszając na gałązkach ozdoby z opłatka, orzechy, pierniki, jabłka oraz świeczki. Z czasem pojawiły się na niej własnoręcznie wykonane ozdoby z papieru, słomy, wydmuszek jaj oraz z piór.

Gwiazdor... To postać rozdająca prezenty w Wigilię Bożego Narodzenia występująca na terenach Wielkopolski i Kaszub. Prawdopodobnie był nawiązaniem do podobnej postaci, która zastąpiła świętego Mikołaja w luterańskich Niemczech. Wywodzi się z dawnych grup kolędników, zaś nazwa od noszonej przez nich gwiazdy. Była to postać ubrana w baranicę i futrzaną czapę, z twarzą ukrytą pod maską lub umazaną sadzą. Gwiazdor nosił ze sobą wór z podarkami i rózgę. Odpytywał on dzieci z pacierza, znał dobre i złe uczynki i w zależności od wyniku wręczał prezent lub bił rózgą.
 

Free CursorsMyspace LayoutsMyspace Comments
Ta strona internetowa została utworzona bezpłatnie pod adresem Stronygratis.pl. Czy chcesz też mieć własną stronę internetową?
Darmowa rejestracja